Cześć! Pamiętacie mnie? 2 miesiące temu szukałem domu po powypadkowej rehabilitacji w schronisku jako Czoki. Dziś mam nowy dom, nową rodzinę i nowe imię. Nazywam się Lutuś, choć czasami wołają na mnie Zbirek, bo lubię rozrabiać i jestem wręcz nieprzyzwoicie słodki…;) Powiem Wam jak było. Kiedy w dniu adopcji posadzono mnie w schronisku na kolana mojej nowej opiekunce myślałem, że jadę gdzieś na chwilę, po coś… Wpadłem w ten swój trans, w ten stan obojętności i oczekiwania, który pozwolił mi przeżyć najtrudniejsze chwile mojego pieskowego życia. Podróż była długa, byłem grzeczny, beznamiętny, czekałem i nie czekałem.. Ale kiedy tylko wniesiono mnie do domu… wiedziałem. Wiedziałem, że to moje nowe miejsce na świecie. Moje nowe opiekunki osłupiały… bo z wycofanego pieska stałem się hiper-energiczną, radosną, kipiącą życiem kudłatą kometą. 🙂 A pierwsza noc na kołderce…w domu. Chyba do 2 w nocy kotłowałem się na nowym posłanku… byłem taki szczęśliwy! Nie mogłem w to uwierzyć! Zapoznałem też 2 starsze pieski – Sisi i Serduszko. Chodzimy na wspólne spacery, które uwielbiam, bo mamy cały park dla siebie! Bardzo kocham te pieski, chociaż one najcześciej patrzą z dezaprobatą na moje harce… W ogóle wszystkich kocham! Mama mówi, że nie ma we mnie żadnej agresji i że jestem małym, dzielnym, kudłatym kwiatuszkiem. Tak mówi. Jeśli chodzi o moje zdrowie, to mam gorsze i lepsze dni.. Staram się utrzymać mocz, czasem się udaje, a czasem nie. Ale radzimy sobie, uczymy się sobie z tym radzić. Na wszystko da się znaleźć rozwiązanie i stworzyć jakiś system. I pewnie jeszcze czeka mnie trochę wizyt u lekarza, ale dam radę. Kto jest dzielnym kudłatym kwiatuszkiem? No kto? Lutuś! Tak jest, choć przyznam, że czasami się boję. Najgorzej jest kiedy zostaję sam w pokoju… to są moje najciemniejsze chwile, nawet jeśli trwają 5 minut. Dlatego praktycznie cały czas ktoś ze mną jest, dopóki nie przyzwyczaję się zupełnie. Nie wiem dlaczego, ale to są najgorsze chwile… najciemniejsze, najmętniejsze. Cały horror i terror porzucenia, bezdomności, choroby, bólu i strachu wraca. To, że zostałem porzucony w schronisku z połamanym kręgosłupem.. że nie mogłem chodzić. Czuję wtedy panikę. Nie czuję podłogi pod łapkami, moje serce zaczyna bić szybko…obrazy przed oczami plączą się, wewnętrznie umieram ze strachu i wtedy zaczynam płakać. Bardzo boję się porzucenia… To pewnie mało racjonalne, wiem…ale racjonalność zostawiam ludziom. Moje pieskowe serce jest nadal trochę połamane. Z czasem pewnie ten lęk będzie mniejszy, już jest mniejszy, bo znalazłem swoje miejsce i swoje ręce, swoje serca i uśmiechy. W schroniskach są pieski, które przeżywają terror lęku po porzuceniu w ciszy, w absolutnej samotności. W nocy po schroniskach strzępy psich koszmarów włóczą się w powietrzu jak ciemne babie lato… Jeśli ktoś może, to w ich imieniu, proszę o to żebyście dali im swoje ręce do przytulania, swój uśmiech, swoje serce. One na to czekają każdego dnia. W każdej schroniskowej budzie mieszka bohater jakiejś psiej tragedii. Jeśli możecie – zamieńcie te budy na swoje domy i ramiona, w których będą mieszkali bohaterowie Waszych serc, a nie psich i ludzkich koszmarów. Mi się udało! Pozdrawiam Was serdecznie, Lutuś!